czwartek, 13 listopada 2014

Tear drops


Jakiś czas temu chodziły za mną  małe, delikatne wire-wrappingowe kolczyki. Proste. Koniecznie z turkusowym kamieniem! 
Buszując po sklepach internetowych natrafiłam na najpiękniejsze na świecie markizy hemimorfitu (przynajmniej tak mi się wydawało) w kolorze morskiej zieleni - jak zapewniał opis produktu. Kupiłam. Srebrny drucik czekał już w szufladzie, zatem nie pozostało mi nic innego jak przystąpić do dzieła. Kolczyki krok po kroku przybierały zamierzony kształt...



Końcowy etap pracy wyraźnie mnie jednak zaskoczył (delikatnie mówiąc), gdyż po wyjęciu ich z kąpieli oksydowej okazało się, że moje turkusowe markizy są prawie przezroczyste! Nie wydaje mi się, aby minerał mógł tracić swoją barwę?! Czy może się mylę? Wiem, że niektóre kamienie są farbowane, ale ten był wyraźnie czymś pokryty i to coś ewidentnie zeszło z powierzchni kamienia...
Poprawiając pracę wykorzystałam raz jeszcze markizy hemimorfitu, oksydując za wczasu drucik, aby uniknąć niespodzianek. Zastanawiam się tylko czy kolor nie będzie schodził przy noszeniu? Na wszelki wypadek kolczyki zostawię sobie. Czuję się tylko oszukana, bo nie o to przecież chodziło... 
Pomimo całej tej "strasznej" historii mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu :)